Oplatane koralikami kule widuję na wielu blogach, i oczywiście i ja musiałam spróbować jak to się robi. Ale, żeby nie było tak łatwo, wzięłam najbrzydszą kulę jaką miałam, czyli nierówną, z naciekami szkliwa i ciężką, bo ceramiczną. Jak ćwiczyć, to na maksa ;) Do tego stwierdziłam, że oplotę to bez wzoru - na żywioł. Wiecie, że lubię improwizować. Oplotłam raz i wiedziałam już jak chcę to zrobić, po czym sprułam robotę i zrobiłam oplot docelowy. Kula zrobiła się ładniejsza, ale krzywa jest tak samo, jak była przed ozdobieniem ;) Z mojej kuli zrobiłam breloczek, bo do niczego innego się nie nadaje, a że ma sporą wagę, to może służyć do obrony. Brelok ma ok. 3 cm średnicy. Po wzięciu zamachu można nim rozbijać ściany ;)))
Oto moja kula obronna:
A tak wyglądała kula przed ozdobieniem:
Czy spróbuję jeszcze opleść jakąś kulę? Tego nie wiem, ale na razie moja chęć do oplatania została chwilowo zaspokojona.
Miłego dnia :)