Dzisiaj chciałam się podzielić z Wami moimi przemyśleniami na temat jedzenia, produktów dostępnych na naszych półkach sklepowych i co one tak naprawdę w sobie zawierają.
Choć skończyłam studia związane z produkcją żywności, to nigdy nie byłam osobą, która przejmuje się dziwnymi substancjami dodawanymi przez producentów do produktów spożywczych. Może dlatego, że w tamtych czasach kiedy studiowałam (kilkanaście lat temu), takie substancje nie były aż tak popularne i studia traktowały o produkcji żywności, a nie chemii, która teraz żywność udaje. Poza tym, wychodziłam z założenia, że gdybym miała się przejmować tym, jak produkuje się jedzenie, to nie mogłabym niczego przełknąć, a jeść przecież muszę.
Ale wiele tygodni temu zaczęła mi się kołatać po głowie myśl, że może jednak trzeba przyjrzeć się dokładnie temu, co jem i że nie jest to do końca to, co tak naprawdę powinnam spożywać. Zainteresowana coraz bardziej zdrowym jedzeniem sięgnęłam po książkę Julity Bator "Zamień chemię na jedzenie". Chciałam się przekonać, czy w naszym nowoczesnym świecie chemicznych dodatków do żywności można w ogóle jeść zdrowo i czy autorce się to udało, a jeśli tak, to w jaki sposób. Książkę przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem i ku mojej uldze okazało się, że nie robiąc rewolucji w moim i mojej rodziny życiu da się w miarę normalnie (czyli bez ogromnej ilości chemii) odżywiać. Robiąc zakupy w sklepie spożywczym zwracam teraz dużą uwagę na skład produktów i staram się wybierać te produkty, które mają krótką listę składników, są pozbawione szkodliwych konserwantów, barwników, emulgatorów itd. Nie eliminuję wszystkich produktów, które zawierają jakieś dodatkowe substancje, ale wybieram te, które mimo dodanych chemicznych składników po prostu mi nie zaszkodzą. Ku mojemu zaskoczeniu, ale i ogromnej radości znalazłam ostatnio w sklepie z wędliną kiełbasę, która według składu podanego przez producenta zawiera w sobie wyłącznie mięso, sól, pieprz, czosnek i inne przyprawy. Stałam przed ladą chwilę z niedowierzaniem, że nie ma tam żadnych "E" i oczywiście natychmiast kiełbasę kupiłam. Wiadomo, że ten wyrób nie był tani, ale jego cudowny, krótki skład mnie przekonał ;) Nie znaczy to, że wszystkie zdrowe przetwory muszą być drogie. Da się wybrać spośród ogromnej ilości produktów te, które są lepsze i zdrowsze od innych, a mają porównywalne ceny.
Wiele produktów kupujemy, bo tak nam jest wygodniej. I tak np. ja kupowałam do smarowania pieczywa nie masło, ale produkty do tego przeznaczone (czyli tak naprawdę margaryny), bo łatwiej się nimi smaruje, nie trzeba wcześniej wystawiać z lodówki, żeby zmiękły. A przecież masło ma o wiele bardziej naturalny skład niż te wysoko przetworzone produkty masłopodobne. Na tym przykładzie chciałam Wam pokazać, że małymi kroczkami można dokonać zmian w swoim sposobie odżywiania i nie trzeba koniecznie wielkiej rewolucji, żeby poczuć się odrobinę lepiej.
Jest jeszcze inny, prosty sposób - po prostu gotujmy w domu. Nie musimy przecież kupować gotowych produktów, np. ciast, pierogów itp. Możemy je przygotować sami w domu. Wiem, że nie każdy ma czas na długie stanie w kuchni i celebrowanie posiłków, ale to na pewno będzie dla nas zdrowsze.
I tu dochodzę do sedna. Ten lekko zmieniony sposób mojego życia, który wprowadziłam zaledwie jakieś 3 tygodnie temu, zaowocował tym, że zaczynam odczuwać pozytywne efekty takiego postępowania. Mój brzuch uspokoił się trochę i chyba jest mi wdzięczny za takie dobre traktowanie :) To zachęca do dalszego dbania o to co jem i większego ograniczenia szkodliwych substancji w moim jadłospisie. Zdaję sobie sprawę, że nie wyeliminuję do końca niepożądanych składników, ale już wiem, że mogę ich ilość znacznie obniżyć.
Powoli też przekonuję mojego męża do zmian, bo chcę dbać nie tylko o swoje zdrowie, ale również mojej rodziny. I widzę, że moje argumenty do niego trafiają, co mnie niezmiernie cieszy.
Może ktoś z Was także w ten sposób postępuje, a może po moim poście zacznie się baczniej przyglądać składowi kupowanych produktów.
Życzę Wam zdrowia i pozdrawiam cieplutko :)